Mecz Boruta Zgierz - ŁKS II 2006
Kolejny mecz ligi E1 Orlik grupa IV za nami.
O tym meczu dość trudno pisać. Piłkarsko nie był to najlepszy mecz w wykonaniu ŁKS II 2006. Pierwsza tercja była dobrze zagrana przez naszych piłkarzy i to była część meczu dość wyrównana. Dość szybko zdobyliśmy pierwszego gola. Strzał w kierunku bramki wykonał Antek Urbaniak, niestety jednak nie trafił. Próbował "dobić" Maciek Kaźmierczak, ale to też udało się dopiero za drugim razem. Dość szybko Boruta doprowadziła do wyrównania, a następnie wyszła na prowadzenie. Druga tercja to zdecydowanie słabsza gra naszego zespołu, daliśmy się zepchnąć na naszą połowę i niestety większa część tej tercji rozgrywała się pod naszą bramką. Po faulu na Filipie Maciejewskim sędzia podyktował rzut wolny. Wykonał go Maciek Kaźmierczak i pięknie trafił do bramki przeciwnika. Boruta walczyła dalej i zdobyła trzeciego gola. W trzeciej tercji straciliśmy jeszcze jedną bramkę. To podziałało na naszych chłopców mobilizująco i zaczęli grać z większym zaangażowaniem. Było jednak za późno. Mecz skończył się naszą porażką 4:2.
W tym meczu niestety sędzia pokazał jak nie należy sędziować. My wiemy, że sędziowie się uczą, ale to były karygodne błędy. Sędzia był absolutnie pod wpływem kibiców ze Zgierza, większość jego decyzji była właściwie przez nich dyktowana. Cztery razy ukarał karą dwóch minut naszych zawodników, tylko dlatego, że kibice Boruty, krzyczeli, że powinna być kara. Ciekawostką jest fakt, że gdy sędzia podyktował karę dwóch minut piłkarzowi z Boruty, ten nie opuścił boiska i grał dalej. Reakcji sędziego nie było. Wyjątkowo krzywdzące decyzje sędziego spowodowały dość duże napięcia wśród kibiców - tak jednej i drugiej strony. Było mnóstwo niepotrzebnych słów. Słowa używane powszechnie za niecenzuralne padały z ust kibiców obu drużyn. Po meczu prawie doszło do rękoczynów i znów winni byli kibice obu drużyn, a nie jednej jak to próbują sugerować Zgierzanie. To wszystko nie powinno się zdarzyć. Nasi kibice, których poniosły nerwy zdają sobie sprawę z tego, że to niedopuszczalne. Szkoda, że nie wszystkich stać na refleksję. Cóż, łatwo widzieć błędy u kogoś, a u siebie już trudno. W grze nie pomagali rodzice ze Zgierza, którzy "zastępowali" chyba swojego trenera, krzycząc co chwilę: "podaj", "strzelaj", "idź do przodu" itd.
W tym wszystkim cieszymy się, że młodzi piłkarze z ŁKS 2006 nie dali się sprowokować. Nam szkoda jest naszych chłopców, bo schodzi z boiska z ogromnym poczuciem niesprawiedliwości. Tak rozżalonych ich jeszcze nie widzieliśmy. I nie chodziło tu o sam wynik. Sami wiedzą, że nie zagrali najlepiej. Zostali skrzywdzeni przez sędziego, a atmosfera, która od naszego wejścia na boisko była mocno napięta też nie pomogła.
Oby jak najmniej takich spotkań.